SLOW LIFE
listopada 23, 2015Pęd, szybkość, wszystko spisane i ustalone co do minuty niczym jak w szwajcarskim zegarku i strach pomyśleć jak coś pójdzie nie tak, wyjdzie po za nasze określone ramy czasowe, przeznaczone na daną czynność, zadanie. Powiecie wariactwo nie realne otaczające nas życie. I tak każdego dnia. Każdy dzień podobny do poprzedniego i następnego. I tak pędzimy niczym pendolino. I zatracamy się w tym pędzie, wyścigu, często zapominając o tym co najważniejsze. A może warto czasem wypaść z trasy naszego pędzącego pendolino i odpuścić sobie kolejną stację. Zatrzymać się, ale nie na moment, a na dłuższą chwilę, przystanąć, zresetować się, zastanowić się nad tym co dla nas jest najważniejsze co w tym szalonym pędzie pomijamy.
Dla mnie takim przełomowym zwolnieniem, wyciszeniem się, odnalezieniem na nowo swojego SLOW LIFE były narodziny Calineczki. Tak tak wcześniej, pędziłam jak szalona, choć i dziś nadal w tym pędzie jestem, bo nie da się w nim nie być, dom i rodzina muszą jakoś funkcjonować, ale dziś dużą część rzeczy odstawiam na boczny tor, bo bałagan, brudne naczynia, sterta prania czy nie umyte okna mogą poczekać w końcu terminu ważności nie tracą. Narodziny naszej maleńkiej były pędzącym pendolino, były wyścigiem z czasem każda minuta była ważna, nie było czasu na zastanowienie się czy tak czy siak, wszystko odbywało się z prędkością światła. Dopiero po wszystkim kiedy w samotności leżałam na pooperacyjnej miałam duuuużo czasu na zastanowienie się, na odpowiedzenie sobie czy podjęłam słuszną decyzję, na analizę, na rozłożenie wszystkiego na czynniki pierwsze, a gdy pierwszy raz pochyliłam się nad jej szklanym domkiem, wiedziałam wtedy, że jest to punkt zwrotny w moim życiu, wiedziałam, że już nic nie będzie takie jak kiedyś, liczyła się tylko ta chwila ten moment, bo wtedy po raz pierwszy w życiu tak naprawdę zdałam sobie sprawę jakie życie jest kruche. Widząc tą naszą maleńką, kruchą istotkę, która toczyła walkę o swój własny, prywatny oddech, która musiała już na początku swojego życia stoczyć walkę o nie, ja doceniłam życie i jego sens i wtedy raz na zawsze zrezygnowałam z pendolino przesiadłam się na wąskotorówkę :) I mimo, że był to gorący okres w naszym życiu nauczyłam się wycisnąć ile się da z każdej minuty. I dziś wiem, że się da jeśli tylko chcesz. Dziś w tym szalenie pędzącym życiu potrafię się wyłączyć, stanąć tuż obok tego pędu tylko ja i moja rodzina. Dziś wiem jak pachnie las zaraz po deszczu, wiem jak smakują dojrzewające w słońcu jeżyny.
A Ty znasz ten smak i zapach ?
Szczypta o Mnie
12 komentarze
ja należy do tych osób, dla których rodzina jest najważniejsza, moja pasja, a kariera...no cóż na nią mam nadzieję kiedyś przyjdzie odpowiednia pora...lubię swoje "spokojne" życie jako matka, żona, blogerka, kobieta z pasją w której się w 100 % realizuje :)
OdpowiedzUsuńPrzez wiele lat liczyła się dla mnie głównie praca - prestiż, stanowisko, szkolenia, etaty itp. Ocknęłam się, jak mi Mama powiedziała, że musi się do mnie umawiac na audiencję ...
OdpowiedzUsuńJa za to rozpedzilam sie za bardzo I probuje zahamowac, ale nie za bardzo wiem jak.
OdpowiedzUsuńStaram sie jak moge , by dni nie umykaly mi przez palce, ale jeszcze troche.
Nadejdzie wiosna - zaczne rozgladac sie za taka praca, ktora nie bedzie zabierala mi tych najcenniejszych chwil spedzonych z rodzina..
Jeszcze troszke...
Dziecko wiele zmienia w życiu. Niby jest dużo bieganiny, ale jakiejś takiej innej, bardziej wartościowej, przemyślanej. Mnie też córka trochę wystopowała, chociaż "powolnościowe" życie zawsze mi się podobało. :)
OdpowiedzUsuńDla mnie rodzina zawsze była i będzie na pierwszym miejscu. Miewam jednak szalone chwile, gdy ciągle coś się dzieje i nie sposób tego opanować.
OdpowiedzUsuńNiestety pędzę...i lubię ten pęd... ale lubię też raz na jakiś czas się zatrzymać i zrobić sobie przerwę. A Ty cudowanie to napisałaś, aż mi się łezka w oku kręci.
OdpowiedzUsuńTak to już jest, że to nasze życie czasem przecieka nam przez palce! Doba ma za mało godzin, a tydzień za mało dni.... Jednak czasem dobrze zwolnić, wyciszyć się i dojść z samym sobą do ładu. Ja jeszcze dziś pędzę pendolino - mam nadzieję, że niedługo i mi uda się przesiąść na wąskotorówkę :) Buziaki :)
OdpowiedzUsuńOhhh życzę zdrówka dla Calineczki. Szkoda, że czasem strach zaglądając nam w oczy niesie refleksje. Szkoda, że ona sama nie przychodzi. Dlatego wydaje mi się, że zwolnienie jest konieczne, by ten moment przychodził naturalnie, bez wstrząsów, stresów, strachu. Ciepło Was pozdrawiam a Tobie dziękuję za podjęcie wyzwania! :)
OdpowiedzUsuńPoznaję... :)
OdpowiedzUsuńBardzo się staram. Z każdym dzieckiem bardziej :).
OdpowiedzUsuńPiękny wpis. Ja na szczęście wiem jak pachnie jak smakują jeżyny, jak pachną leśne grzyby, jak szeleszczą liście pod stopami. Kiedyś pędziłam, ale za czym? Nie wiem...
OdpowiedzUsuńStaram się i czuję wielką satysfakcję kiedy to wychodzi :)
OdpowiedzUsuńSkoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.