SOR
grudnia 12, 2013SOR chyba każdy z nas wie cóż to za skrót. I tak dziś byłyśmy z Luli jego pacjentkami, w sumie to Luli mama do towarzystwa. A jak czemu, dlaczego ? Odbieram jak zawsze Lulinkę ze żłobka, a ona ledwo co staje w drzwiach widząc mnie zaczyna przeraźliwie płakać. Pierwszy raz ją taką widzę pytam się cioci o co chodzi a ona rozkłada ręce i mówi, że nie wie wszystko było w porządku. Więc pytam Lulcię, a ona, pokazuje na nosek i woła baba, widzę, że usmarkana, więc na spokojnie mówię, że wytrzemy nosek z gilków i będzie wszystko dobrze, ona przeczącą kiwa głową i artykułuje stanowcze NIE, ale ciągle płacze i ciągle pokazuje na nosek mówiąc baba. Próbuję odwrócić jej uwagę, zagadnąć by nie myślała o nosku, na moment się udaje, ale zaraz potem wraca płacz i problem noska. W końcu namawiam by wydmuchała baby z noska będzie lepiej. Podejmujemy próbę wyrzucenia bab, wychodzą parami, a nawet trójkami, jednak to nadal nie pomaga. Próbuję się dowiedzieć o co chodzi z noskiem i babami. I tak pytam się czy w nosku jest coś, Lula kiwa głową na tak, czy coś wsadziła do noska, kiwa głową tak, zaglądam do nosa jednak nic tam nie widzę prócz bab. Idziemy do cioci zapytać się o co z tym noskiem chodzi. Ciocia bierze na dmuchanie nosa porządne i udaje się wyczyścić z noska wszystkie baby dzięki czemu nie mamy złudzeń z ciocią w nosku Lulci coś jest. Bez chwili zastanowienia pędem do domu po książeczkę, po drodze telefon do ukochanej mamy gdzie mam jechać gdzie laryngologia, zostaje poinstruowana, wsiadam w auto i jedziemy. Czy ja już kiedyś Wam nie mówiłam, że wszystko co złe przytrafia nam się kiedy jesteśmy z Lulinką same i tym razem jest podobnie mąż w delegacji. Trafiłyśmy pod dobry adres, wypełniam kartę, w kolejce nikogo nie ma jesteśmy pierwsze. Na widok Pana doktora Lula na dzień dobry zaczyna płakać i krzyczeń tu nie. i Tak pielęgniarka trzyma Lulci głowę by jej nie ruszała była sztywno ja rączki i nóżki, a Pan doktor z precyzją wyciąga kawałek plastikowej nakrętki, zatyczki, nie wiem co to jest i jakim cudem znalazło się to w nosku Lulci, bo w żłobku dzieci nie mają dostępu do takich maleńkich, drobnych przedmiotów. Jutro to spróbujemy wyjaśnić, bo owy przedmiot dostałyśmy na pamiątkę i pogrożenie palcem dla Luli na przyszłość od pana doktor. W drodze powrotnej mama cały czas kazania mówiła Lulci kontynuując je w domu mam nadzieję, że się to już nie powtórzy.
A podobno piątek 13-go jutro, mnie dopadł już dziś :(
Szczypta o Mnie
8 komentarze
Bidula Mała ...dobrze że mądra i od razu zakomunikowała co się dzieje!
OdpowiedzUsuńJejciu,ale szok! biedna Lulinka,ale jaka madra. Mi wczoraj Szymon wyrabal o stol plastikowy twarza,ze ma rozciete pol polika w srodku i warge na zewnatrz. I Taty tez nie bylo - byl w pracy. Sekundka nieuwagi...
OdpowiedzUsuńNo to się nerwów najadłyście obie. Ale jak to dobrze, że pokazała, że coś do noska wsadziła i mogłaś od razu reagować, uff, że skończyło się wszystko dobrze. Nawet nie wiedziałam, że jutro piątek 13go...
OdpowiedzUsuńOjoj, dobrze, ze Luli d razu zakomunikowala problem. Dzielna dziewczynka. Oczy dookola glowy trzeba miec - Syeffi poki co pakuje wszystko do ust. czegos to te nasze Cudaki nie wymysla!!
OdpowiedzUsuńO matko! Dobrze że Lulcia kochana pokazała ci że coś jest nie tak. Oby jak najmniej takich małych przedmiotów w zasięgu Lulci
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że udało jej się zakomunikować co się dzieje. Dzieci czasem robią zatrważające rzeczy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że to się tylko tak skończyło! O jejku - bidulka - oby już nic więcej do noska się nie dostało!!!
OdpowiedzUsuńO Boziu!Jak dobrze, że Lulcia pokazywała na nosek. Dzielna dziewczynka!
OdpowiedzUsuńSkoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.