Czarnogóra

września 04, 2013

Tegoroczne wakacje udały się jak mało, które. Jesteśmy wszyscy tak zadowoleni i ciągle w myślach, rozmowach powracamy do tych szalonych, słonecznych dni spędzonych w tym nieziemsko pięknym kraju. Bo, że Czarnogóra piękna jest to tego mówić nie trzeba to trzeba zobaczyć. Czarnogóra to kraj ze zmiennym krajobrazem, to doskonałe połączenie duetu morza z górami, to niesamowicie mili ludzie, to zmienny klimat, to po prostu cud.
Więc zaczynamy dla wytrwałych dość obszerna notka, mam nadzieję, że sama w niej wytrwam z opisem do końca :)

Podróż i dzień 1 i 2

Wyruszyliśmy w poniedziałek o 19:00, spakowani, sunia oddana do rodziców pod opiekę, mieszkanie zamknięte na cztery spusty, a my gotowi do drogi. Pierwszy postój po 100 km dotankowanie auta, by sprawdzić ile pali, Luli została przebrana w piżamkę i była zwarta i gotowa na sen, zasnęła szybko, bo w dzień nie miała swoje drzemki, a my mknęliśmy. Dystans jak mieliśmy do pokonania wynosił 1 600 km, wg obliczeń mojego męża i trasy jaką pokonaliśmy w ub roku do Bułgarii, który wynosił 2 200 km pokonaliśmy w 28 godz, liczyliśmy, że do Czarnogóry w 17 dojedziemy. I tak po 10 godzinnej jeździe mieliśmy za sobą 1000 km byliśmy w Belgradzie, pozostało 600, mąż ze szczęścia ręce zacierał, że pozostało tylko 6 godz podróży, ja nockę z Luli przespałam, mąż prowadził i w dalszą drogę pozostaliśmy na tych samych miejscach. I tu niestety nasze oczekiwania się nie sprawdziły droga nas przerosła bo ostatnie 600 km okazało się drogą krętą non stop przez górskie serpentyny, gdzie momentami jazda była równa 30 km/h, często bez barierek i z zakrętami śmierci. Mąż zaczął wysiadać, nie dawał rady dalej jechać i były dwie opcje spanie gdzieś na parkingu parę godzin, by zregenerował siły, albo ja prowadzę, niewiele myśląc usiadłam za kółkiem i dawaj pojechałam. Jestem z siebie niesamowicie dumna, że przeszłam i zdałam wzorowo taki mega test na kierowcę. Wspólnymi siłami pokonaliśmy męczącą drogę przez góry w 17 godzin, mąż miał dość Czarnogóry jeszcze nie dojechaliśmy, a już miał jej dość. Na miejsce naszego wypoczynku wybraliśmy Tivat, miejscowość dobrze usytuowana nad zatoką, blisko do pozostałych ciekawych miejsc w Czarnogórze i do słynnego Dubrovnika w Chorwacji. Kwatery brak więc wjeżdżając do Tivatu o 22 mieliśmy lekkiego stresa, że kolejną noc spędzimy w aucie, bo nic o tej porze nie znajdziemy. Pierwszy postój zaraz na początku Tivatu zatrzymaliśmy się w sklepie z wywieszką apartamenty. Pierwszy pokój obejrzany i tu postanowiliśmy zostać. Należy wspomnieć, że nasza Pani Sławka słowa po za serbskim nie umiała, dzięki, że w sklepie była młoda dziewczyna, która umiała angielski, dzięki niej dogadaliśmy się i wytargowaliśmy cenę. Kwatera za 8 euro u Pani Sławki, pokój z łożem małżeńskim i łóżkiem dla Luli, pokój był wynajmowany przez Pania Sławkę w jej prywatnym mieszkaniu, gdzie miała 3 pokoje z czego dwa wynajmowała, dostęp do kuchni, która w Czarnogórze znajduje się na tarasie, kuchnia pod chmurką, łazienka nie w pokoju, ale nam to nie przeszkadza, nie przywiązujemy aż takiej wagi do wygód na wakacjach, grunt, by było gdzie spać, umyć się, a przede wszystkim by było czysto. Padnięci po ciężkiej podróży zasnęliśmy od razu.

Dzień 3
Śniadanie, plażowanie, popołudniowa drzemka, obiad, penetrowanie najbliższej okolicy, kolacja i spać :)

Dzień 4
Pierwsza wycieczka "Czarnogórski Dubrovnik" czyli Kotor. Oddalony od nas 4 km, jazda przez tunel wydrążony w górach. Piękny widok, przyjemny dla oka, wyślizgane płytki na ziemi, wąskie kamienne uliczki, kościółki.
Kotor jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie, pełen zabytkowych budowli. Stare miasto otoczone jest średniowiecznymi murami miejskimi, które łączą się z twierdzą św. Jana na Samotnym Wzgórzu o wysokości 260 m n.p.m. wstęp 3 euro. Długość murów wynosi 4,5 km, wysokość – 20 m, a szerokość 15 m.
Twierdza św Jana na Samotnym Wzgórzu zdobyta nie powiem, że było lekko, było ciężko jak cholera, Luli z tatą doszli do połowy drogi do kościółka i zostali, a matka zakasała rękawy i powiedziała, że musi tam wejść i weszłam, upocona, zmęczona, ale szczęśliwa, a widok dla oka nie do opisania. Zaznaczę, że schodząc z twierdzy w życiu nie miała takiego uczucia w nogach jak tu kiedy stanęłam w miejscu nogi samoistnie mi się trzęsły nie potrafiłam nad tym zapanować, więc lepiej było jak szłam niż stałam. Przyjęliśmy zasadę, że zawsze wracając z naszych wycieczek będziemy zaliczać, inne plaże i tu w drodze powrotnej zawitaliśmy na plażę Oblatno, gdzie przyjemnością było stąpanie w morzu, bo zejście było piaszczyste.
Dzień 5
Odpoczywamy po wycieczce, by na jutrzejszą nabrać siły.

Dzień 6
Dziś znów wycieczkujemy się, zwarci i gotowi na cel obieramy Świętego Stefana i Budvę. Po sytym czarnogórskim śniadaniu wyruszamy w drogę.
Dojechaliśmy szybko do Świętego Stefana bo odległość jaka nas dzieliła to 30 km. Zobaczyć to trzeba było jest to widok wszechobecny Czarnogóry. Maleńka wysepka połączona cypelkiem z lądem, którą omywa z każdej strony błękitne morze. Niestety wyspa jest nie do zwiedzania jest na niej hotel, więc można jedynie obejrzeć ją z góry, z parku sąsiadującego i ewentualnie przespacerować się cypelkiem tak też zrobiliśmy.

Po Świętym Stefanie Budva. Jest to miejscowość wypoczynkowa na czarnogórskim wybrzeżu Adriatyku. Stare miasto, które liczy ok. 2500 lat, znacznie ucierpiało podczas trzęsienia ziemi w roku 1979. Miasto jest odgrodzone od lądu górami. W tym rejonie występuje typowa roślinność śródziemnomorska.


Standardowo plażowanie zaliczone. Plaża przyjemna piaszczyste zejście do morza i sama plaża, ale ludzi jak mrówków, dupa przy dupie i piękna dla oka.

Dzień 7
Standardowo odpoczynek i to całe po południe spędzone na kwaterze, bo ku naszemu zaskoczeniu od rana do 16 padał deszcz. Na szczęście po południu się wypogodziło.

Dzień 8
Obudziło nas ponure, szare, deszczowe niebo. Niewiele myśląc zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy do Dubrovnika. By skrócić trasę autko i my skorzystaliśmy z dobrodziejstwa promu i tym samy 40 km mniej było do pokonania.
Dubrovnik dla mnie ósmy cud świata, tego nie da się opisać trzeba zobaczyć. Standardowo jak słyszeliśmy z opowieści masa ludzi i tym razem wiele ich było. O czym mógł już świadczyć już korek, w którym staliśmy na wjeździe i poszukiwania wolnego miejsca na parkingu, które znaleźliśmy na -4 poziomie, z brakiem oświetlenia. Należy jedynie wspomnieć, że zwiedzanie Dubrovnika jak dla mnie dużo cenowo przesadzone chcąc, na wszystko wejść, wjechać kolejką na osobę musimy liczyć się z wydaniem kwoty rzędu 100 euro. My zwiedzaliśmy sam Dubrovnik, bez dodatkowych, ekstra płatnych wejść, ale mimo wszystko było warto, pięknie, cudnie. I pogoda też dopisała.
W drodze powrotnej trafiliśmy na piękną plażę w Kupari zwane miastem duchów, a czemu.
Luksusowy kompleks wypoczynkowy zbudowany kosztem ponad miliarda dolarów na potrzeby oficerów Jugosłowiańskiej Armii Ludowej, ich rodzin i najwyższych jugosłowiańskich oficjeli. Swoją prywatną rezydencję miał tu również Josip Broz Tito. W skład kompleksu wchodzi sześć hoteli: Mladost, Grand (z roku 1920), Goričina, Pelegrin, Kupari i Galeb. W roku 1991, na początku bałkańskiego konfliktu ośrodek został najpierw ostrzelany z morza przez fregatę rakietową, a następnie opanowany przez siły serbskie. Doszczętnie splądrowany i zdewastowany nie odzyskał już nigdy dawnego blasku. Widok trwożący krew w żyłach.

Dzień 9
Ostatni dzień, jutro wyjazd, więc ostatnie plażowanie, pakowanie, zakupy :( Osatnie plażowanie zaliczyliśmy na plaży Kalardovo, piękna plaża.

Dzień 10
Wyjazd równo o 10 ostatnie uściski ze Sławką i Andzią. Bo zapomniałam Wam wspomnieć, że do naszej Sławki przyjechała rodzina Andzia, Tania z dwoma córkami Sara i Nedą. Więc nasza Luli miała towarzystwo, a Andzia znała słowacki wiec była doskonałą tłumaczką i wiele się od niej dowiedzieliśmy, m.in. wiele o wojnie domowej podczas, której nasza Sławka straciła męża, został zastrzelony, wiele przeżyła, uciekała z Dubrovnika właśnie tu do Czarnogóry, straciła dom, cały majątek i męża. Sama wychowywała córkę i dochodziła od początku wszystkiego od nowa i fakt przerażających emerytur w wysokości 120 euro, które Sławka dostaje, a w Serbii nie lepiej podstawowa pensja to 100 euro, w taka większa lepsza to z 400. Masakra ! Ale mimo doświadczenia przez los, ludzie pełni uśmiechu. Uściski, torba z owocami i warzywami na drogę i papa Czarnogóro. Po drodze musieliśmy zobaczyć kanion na Rzece Tara, płynie na długości 144 km i tworzy przełom płynąc wąską i głęboką doliną. Jest to najgłębszy w Europie i jeden z najgłębszych na świecie kanionów. Długość przełomu to 78 km, a głębokość do 1300 m.
Po 28 godzinnej jeździe cali szczęśliwi dojechaliśmy do PL. Podróż z małymi przygodami, bo niestety w powrotnej drodze krętej przez góry Luli nam zwymiotowała dwa razy była tak wyczerpana i słaba, że modliłam się by jak najszybciej być już na prostej drodze, tata zresztą do niej dołączył. Czas przejazdu przez góry jechaliśmy inna trasą mieliśmy dużo lepszy niż w pierwszą stronę bo zajęło nam to 9 godzin, ale to co nadrobiliśmy straciliśmy na granicy madziarsko-serbskiej. Bo okropnym madziarom zachciało się grzebać, buszować i trzepać wszystkich i tak odstaliśmy w granicznym korku 5 godzin. Zawsze z tymi madziarami problemy, nie pierwszy raz. 
Do Czarnogóry z miłą chęcią powrócimy, marzy nam się dalsze penetrowanie Bałkanów Albania, Bośnia, zobaczymy gdzie nas za rok wywieje. 
A ja Wam polecam bardzo gorąco Czarnogórę. I zapraszam do galerii i czytania dość obszernej, ale szczegółowej notki.

Szczypta o Mnie



Może Cię zainteresować również

12 komentarze

  1. Podziwiam, że ciągiem jechaliście i to z dzieckiem. Ja bym chyba wolała nocować w połowie drogi.
    Fajnie, że wakacje sie udały. Zdjęcia super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My od razu wykluczyliśmy nocleg chcieliśmy mieć jak najszybciej podróż za sobą. Nocka przeleciała bez problemu Luli spała od 9 do 8 rano, a dzień jakoś zleciał. Do odważnych świat należy, zresztą Bułgaria podobnie zaliczona bez noclegu. Jesteśmy zatwardzeni w bojach podróżowych. Najchętniej bym kupiła Camper i zjechała nim całą Europę :)

      Usuń
  2. Czarnogóra - jak widać bajkowa! A Wy piękni, uśmiechnięci...Wakacje widać bardzo udane!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale wyprawa :) podziwiam jazdę samochodem, w życiu nie dalibyśmy rady ! Cudowne zdjecia, piękne wakacje, super Wy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super zdjęcia :) Siostra była właśnie w Budvie :) Podobnie jak Natka podziwiam jazdę ciągiem bez przerwy tyle czasu, bo to chyba nawet są jakieś ograniczenia ile jeden kierowca może siedzieć ciągiem za kierownicą. Ale ważne, że wakacje udane i wróciliście cali i zdrowi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aa ograniczenia ile kierowca jeden może siedzieć za kółkiem dotyczy tirowców, nie osobówek. Dzięki :)

      Usuń
  5. Pieknie tam, wakacje udane, zdjecia cudne to nie wazne ile sie jechalo, choc podobnie jak dziewczyny podziwiam za jazde bez noclegu (my w zyciu bysmy nie dali rady). U nas (Tczew - Perugia ok. 1800km) 2 razy byla samochodem siostra z rodzina (pierwszy raz dziewczynki mialy 2 i 4 lata) - mieli przymusowy nocleg w niemczech (samochod mial usterke) pod granica z holandia i potem jechali non stop.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boziu jak tam pięknie :) Ja też podziwiam że odważyliście się jechać samochodem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne zdjęcia, i z pewnością niezapomniane wakacje:)
    Zapraszam do nas :) http://memoriems.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Skoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.

Flickr Images