Z górki na pazurki
stycznia 26, 2015Zimę kocham, ale tylko tą ze śniegiem, ta bez śniegu wcale mnie nie cieszy. Ubiegłej zimny śniegu się nie doczekałam myślałam, że ponownie będzie i tej. Pierwszy śnieg powitał nas w górach u kuzynowstwa tuż przed Sylwestrem zaraz po Świętach. Po powrocie do domu śniegu nie było :( Aż do wczoraj posypało śniegiem i to konkretnie. Sypać zaczęło już wieczorem w sobotę i sypało całą noc, wiem bo u znajomych byliśmy do 2 i co spojrzałam w okno śnieg sypał, a rano na aucie leżała konkretna pierzynka. Lulcia jak zahipnotyzowana patrzyła wieczorem w okno i podziwiała padający śnieg tak mówiła babcia. W niedziele odbierając pierworodną od dziadków skoczyliśmy do piwnicy po sanki. By chwilę po tym jak się przebraliśmy zaserwować naszej córci przejażdżkę na sankach. Powiem Wam w tajemnicy, że i mama się załapała. Lulcia pół drogi na sankach jechała pół drogi je ciągnęła. Koniecznie musiała spróbować swoich sił w ciągnięciu sanek pełnych to jest albo z rodzicielką albo z rodzicielem. Sztuka ta jej się nie udała. Prócz przejażdżki na sankach odwiedziliśmy pobliską górkę w parku, z której to górki na sankach zjeżdżała mamuśka będąc dzieckiem. Frajda była, że hohoho. Wszyscy łącznie z tatkiem z "wielkiej góry" zjeżdżali na sankach. By wykorzystać śnieg na maksa bo jutro go już może nie być postanowiliśmy ulepić bałwana. Wyszedł i bałwan rozmiarów mini jak szybko stanął tak szybko się przewrócił. Po takich zimowych atrakcjach brzuchy nam zgłodniały. Strajkując niedzielne gotowanie. Odwiedziliśmy po raz drugi Street Food festiwal i zjedliśmy nie zdrowe belgijskie frytki z majonezem miętowym, zagryzając je nie zdrowym hamburgerem ponoć z wołowiny. Lulcia hamburgery konsumowała od rodziców, a sama dostała przeróżne pierogi: z mięsem, ruskie, z dynią i serem, pielmieni, z kaszą gryczaną i z soczewicą. Zziębnięci maratonem zimowym, ale najedzeni wróciliśmy w domowe zacisze.
9 komentarze
Gdy Stefek po raz pierwszy zobaczyl sanki to nie wiedzial co z nimi zrobic ;) Przeszedl przyspieszony kurs i potem nie chcial z nich zejsc.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu trzeba i niezdrowej zywnosci posmakowac :P
My szaleliśmy na sankach wczoraj. Mały przypłacił to co prawda katarem - ale radość była ogromna :).
OdpowiedzUsuńU nas śniegu brak,ku niezadowoleniU Atusi
OdpowiedzUsuńOch, sanki chlopcy by ubostwiali... tutaj jednak moge sobie pomarzyc o sniegu :/ chociaz raz spadl to z chlopcami trzy razy wychodzilam tacy byli podekscytowani ;)
OdpowiedzUsuńU Nas tego śniegu jest tyle co kot napłakał, ale Hanka i tak się cieszy :) Co prawda na sanki nie możemy sobie pozwolić, ale na kilka śnieżek ulepionych jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńP.S. Szczypto, od czasu, do czasu można sobie pozwolić na chwilę szaleństwa :) Frytki z majonezem miętowym...hmm zjadłabym :D
Wczoraj czytałam Twojego posta i byłam zła na pogodę, że tak blisko śnieg jest, a u nas nie ma. Dzisiaj mam go aż nadto.
OdpowiedzUsuńZabawy na śniegu są niezapomniane :) Fajnie, że cała rodzina świetnie się bawiła :D
Kochana TY widziałaś maila ode mnie :D?
OdpowiedzUsuńOsobiście cieszy mnie fakt czterech pór roku, uważam że każda ma w sobie piękno i magię pod warunkiem że wygląda tak jak wyglądać powinna :) tez bylam w zeszłym roku załamana, że śniegu nie było, jak juz tą zimę mamy to z mrozem i zaspami :)
OdpowiedzUsuńi my zaliczyliśmy sanki tamtym tygodniu. Jego pierwsze w życiu...jakoś rok temu śniegu nie było, 2 lata temu był za malutki...natargałam się jak bawół :D
OdpowiedzUsuńSkoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.