Nasze wielkie greckie wakacje część II
sierpnia 28, 2014A przed lotniskiem myślówa jak, czym się dostać do naszego miejsca docelowego, które było oddalone od lotniska o całe 7 km. Były dwie opcje taxi i lokalny autobus. Ja od razu wiedziałam i chciałam pojechać lokalnym autobusem, mąż wiedziałam, że on z tych wygodnickich i wolał taxi. Tak więc mały rekonesans. Taxi na Kosi stacjonują pod przystankiem z napisem taxi, na którym można przeczytać jakie kwoty obowiązuje w dane miejsca na wyspie, podróż do naszej Kardameny to koszt 15 euro. Lokalny autobus przystanek, a na nim rozkład jazdy autobusu Kardamena odchodzić miał za 30 min, więc nie wiele myśląc powiedziałam, że autobus z pewnością będzie tańszy, a po za tym jechać autobusem lokalnym to swego rodzaju przygoda w taxi zawsze możemy wsiąść. Udało się przekonałam męża. W oczekiwaniu na autobus każde z nas wyobrażało sobie stary, zdezelowany środek komunikacji, gdy autobus podjechał oczy przecieraliśmy z niedowierzaniem. Bo autobus był najwyższej klasy i był to klimatyzowany autokar z wygodnymi miejscami siedzącymi z lukiem bagażowym, a podróż nasza kosztowała nas 4 euro. W Kardamenie wysiedliśmy i kierując się na najbliższą ulicę zapytaliśmy o drogę do naszego hotelu, za nim trafiliśmy do naszego miejsca docelowego z trzy osoby pytać o drogę się musieliśmy. Weszliśmy do hotelu przedstawiłam panu w recepcji nasz wydruk z booking.com on zerwał kartkę z rezerwacją witając nas i oświadczając, że jesteśmy wcześniej, ale to nic on nas zaprowadzi do pokoju. Zapytał się skąd jesteśmy jak ma na imię nasza córcia i tyle w temacie. Tak więc pokój trafił się nam bombastycznie za Lulcię nie płaciliśmy (co przez biuro podróży było by nie możliwe). Pokój był z łazienką i aneksem kuchennym oraz dużym balkonem (zresztą my do pokoju aż tak wielkiej wagi nie przywiązujemy bo spędzamy w nim mało czasu). Rozpakowałam walizki i czas na zasłużony sen. Lulcia kaprysiła, grymasiła ale udało się zasnąć. Wypoczęci z uśmiechami na twarzy wyszuryliśmy na plażę. Plaża najbliższa była oddalona od hotelu o 300 m niestety była to wąska plaża, na którą więcej nie poszliśmy. Po południu był reserch okolicy i tak spacerując znaleźliśmy kawałek od hotelu piękną, szeroką plażę, na którą chodziliśmy przez resztę pobytu. Tego dnia szybko wszyscy poszliśmy spać.
Nie będę Wam opisywać każdego dnia po kolei bo nasz prawie każdy dzień wyglądał podobnie. Rano 9-10 śniadanko świeże pieczywko z pobliskiej piekarenki z greckimi przysmakami oliwki, suszone pomidory, ser feta. Plażowanie od 11 do 16. A na plaży wiadomo co się działo Lulcia najchętniej moczyła by się w wodzie non stop, mąż siedział na leżaku pod parasolem, a matka albo na leżaku na słońcu, albo jednym okiem spoglądała na córę wylegując się na dmuchanym materacu nad brzegiem morza. Do tego kąpiele, kąpiele i jeszcze raz kąpiele, czytanie książki, budowanie zamków z piasku, zbieranie kamyczków. Ok 16 maszerowaliśmy do domu na obiadek. Na obiadek najczęściej serwowaliśmy moje odkrycie kulinarne zupy Babci Zosi firmy SYS (tylko naturalne składniki, suszone, wystarczy zalać litrem wody i gotować 20 min, a smak zupy jaką otrzymacie powali Was na nogi-POLECAM). Po obiadku czas na odpoczynek, czasem wyszła z tego drzemka, czytanie na tarasie z zimną kawą, albo cydrem gruszkowym pychota. By o19 wybrać się na wieczorną sjestę, którą zawsze zaczynaliśmy od gałki lodów dla Lulci. Potem jakieś greckie przysmaki z lokalnych tawern jak pasticcio czy musaka,grecki kebab z frytkami i sosem tzatzyki ... Wieczorne zakupy w markecie i przeglądanie okolicznych straganików. Ok 22-23 byliśmy w hotelu Lulcia spać, a rodzice delektowali się greckim winem. I tak nam mijały beztrosko dni. Jednak nie należymy do tych co gdzieś są i nic nie zobaczą, że wyspa Kos jest maleńką wyspą. Wypożyczyliśmy na jeden dzień autko i objechaliśmy i zajrzeliśmy w prawie każdy zakątek wyspy. po za samochodem wybraliśmy się na pobliską wyspę Nissiros. Ale o tym co na wyspie widzieliśmy i z czego słynie wyspa Nissiros opowiem Wam następnym razem.
Chcecie ?
A tym czasem zostawiam Was z paroma fotkami.
A kiedyś będzie nas więcej...kiedyś będzie nas czworo...:*
12 komentarze
Super zdjęcia :) Moi rodzice jutro bladym świtem lecą do Grecji, tyle, że na Santorini :) Pięknie tam na Kos :)
OdpowiedzUsuńPiekna ta grecja wyspa,a jeszcze cudowniejsza rodzinka ,ktora na niej byla :)
OdpowiedzUsuńAle super! Widać po córci, że jej się strasznie podobało :) Piękne są takie rodzinne urlopy.
OdpowiedzUsuńTo mi się podoba - na własną rękę. W końcu Grecja to nie koniec świata. Wszędzie można sobie poradzić, gdy się chce. Dlatego podoba mi sie bardzo Wasza samodzielna wyprawa. Gratuluję i życzę więcej takich!
A zdjęcie z samowyzwalacza - świetne!
Pięknie opisujesz te Wasze wakacje - aż by się chciało z Wami tam być :) No i cudne fotki - obie modelki przepiękne :)
OdpowiedzUsuńOglądam te zdjęcia i się rozmarzyłam ... fajnie, że Wam się udały wakacje :)
OdpowiedzUsuńPięknie tam, ależ Wam się udały wakacje, a Lulcia jaka śliczna, słodka:)
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądacie, zrelaksowani w trybie wakacyjnym! ;)
OdpowiedzUsuńświetnie komponują się fotki w słońcu skąpane ze śniegiem w tle bloga :D
OdpowiedzUsuńale urlop cudny :)
ale pięknie, zazdroszczę wakacji, może w przyszłym roku nam się uda gdzieś wyskoczyć :)
OdpowiedzUsuńJejku jak pięknie :)
OdpowiedzUsuńMy zawsze jeździliśmy na własną rękę:-) widać że wakacje Wam się udały, Julia taka szczęśliwa...:-* podobnie jak i Ty;-) Buziak
OdpowiedzUsuńWyglądacie pięknie! Lulcia taka duża dziewczynka! Śliczna, cała Mama:*
OdpowiedzUsuńSkoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.