Po majówkowo

maja 05, 2014

Ostatni post był przed majówkowy dziś się z Wami witam w po majówkowym poście.
Wróciliśmy w sobotę ( pewna część z Was to zauważyła kiedy nadrabiała zaległości blogowe) niestety pogoda nas wygoniła do domu ziąb, chłód, deszcz, masakra. Ale zaczęłam od powrotu, a chyba powinnam od podróży. Podróż jak wiecie w pierwszą stronę podróżowaliśmy pociągiem. Pierwszy pociąg z podziałem na przedziały kierunek Warszawa czas podróży ponad 2 godziny, komfort jazdy na 6+ całą podróż mieliśmy przedział tylko dla siebie chyba widok brykającego dziecka zniechęcał się do tego by się do nas przysiąść, tak więc podróżowaliśmy w trzy osoby ja, Lulcia i syn mojego brata ciotecznego. Lulcia w pociągu wcinała kanapki, popijała herbatką, podziwiała widoki za oknem, co chwila zmieniała miejsce siedzące, a miała w czym wybierać, trochę skakała, biegała, generalnie bardzo jej się podobało. Na dworcu Warszawa Wschodnia czekałyśmy 30 min na przesiadkę na pociąg do Mrozów, a był to pociąg już linii podmiejskich, dodatkowo godziny szczytu i tak wszystkie miejsca zajęte, jednak znalazła się jedna sympatyczna Pani wśród tych wszystkich ludzi i ustąpiła nam miejsca. Tu już ewidentnie Lulcia była znudzona podróżą, która trwała ok godz, jednak daliśmy radę. Na dworcu w Mrozach odebrał nas tatuś, a tatuś rano wyjechał do pracy do Warszawy, czekała nas jeszcze krótka podróż na miejsce. Na miejscu u cioci Lulcia zawstydzona musiało trochę czasu upłynąć nim się przekonała do cioci, zaraz kazała się przebierać i od razu chciała do kóz, kur i psów.
I tak nam leniwie, słonecznie upływał weekend. Dzień zaczynaliśmy o 9 śniadaniem zupą mleczną na prawdziwym wiejskim mleku i świeżym powietrzu, w międzyczasie podjechał samochód z pieczywem więc pieczywo mieliśmy dostarczane pod drzwi domu, potem kawka w towarzystwie jakiej słodkości. Potem bieganie, latanie, skakanie, zabawy na świeżym powietrzu, spacery po okolicy, popołudniowa drzemka, z której korzystała też mama, a co. Obiadek oczywiście na świeżym powietrzu przygotowany w trybie ekspres bo zupy, kotlety zrobiłam wcześniej w domu, a po obiedzie kolejna porcja wrażeń, wyprawa na lody do sklepu marszu ok 2 km w jedną stronę. A wieczorowa porą ognisko, albo grillowanie. Ognisko na Lulci nie zrobiło wrażenia, dym szczypał w oczy i gorąco, grill lepiej przypadł jej do gustu i około 22 Lulcia maszerowała spać, a rodzice uzbrojeni w elektroniczną nianię siedzieli dalej do północy czasem dłużej przy wieczorno-nocnych pogaduchach w doborowym towarzystwie mojej siostry ciotecznej, kuzynów.
Oj potrzebne są takie resety z dala od miejskiego zgiełku, spalin, internetu, telewizji czy nawet telefonu, bo tam nawet trudno z zasięgiem, ba nawet czasu nie było na robienie zdjęć, aparat zapomniany, nie pstryknęliśmy na wsi ani jednego zdjęcia, jedyne zdjęcie to z podróży pociągiem, tylko my przyroda, głucha cisza i spokój. Baterie naładowane. A jak pogoda dopisała nie mogę narzekać, dopiero w piątek się ochłodził z 20 paru kresek temperatura spadła do 15 stopni, na szczęście nie padało, ale więcej czasu spędziliśmy w domu, a sobota niestety jeszcze gorsza ziąb taki, że głowa mała temperatura 7 stopni, wiatr i deszcze skutecznie nas wystraszyła spakowaliśmy się i po śniadaniu wróciliśmy do domu już autem bo kolega, który do nas dojechał wracał sam więc wszyscy się zabraliśmy.
I tak w sobotę po rozpakowaniu waliz, lodówka świeciła pustkami, sklepy zamknięte udaliśmy się na obiad do restauracji-naleśnikarni Manekin. Było pysznie, mega porcje za rozsądne pieniążki i własnym oczom nie wierzyłam, że nasz mały głodomor pochłonął gigant naleśnika ( z mięsem mielonym, czerwona fasolą, cebulą i sosem tysiąca wysp) sama dziwie się jak on jej się zmieścił w tym małym brzuszku, a porcję naprawdę były duże, rodzice dodatkowo prócz naleśników ( mama jadła naleśnika zapiekanego z serem strudel szpinakowy z corregio i pastą twarogową, a tata kurczak z kurkami) zamówili zupę krem z borowików w chlebie i krem z brokułów z grzankami, obżarliśmy się jak cholera.
A niedziela Lulcia obudziła się z kaszliskiem strasznym. Kierunek doraźna pomoc. Na szczęście osłuchowo czysta, gardło też ok, kaszel wynikiem kataru, syropek i krople dostała do nosa i na kaszel, lekarstwa dobrane idealnie bo już wieczorem była duża poprawa, zobaczymy jak się rozwinie sytuacja, mam nadzieję, że szybko zdusimy to wszystko w zarodku. A po południu wybraliśmy się do sklepu w celu uwaga zrobienia rozeznania zakupu nowego odkurzacza, stary nam się spalił i kupiliśmy. Odkurzacz bez workowy i workowy jednocześnie z turboszczotką, szczotką do parkietu i innymi. I wczoraj odbyło się próbne odkurzanie myślałam, że wciągnie nam dywan, rewelacje jednym słowem, bombastyczny sprzęt, i gołym okiem można zobaczyć ile syfu podczas jednego odkurzania gromadzi się w pojemniku, głowa mała.

I tak nam minęła majówka.
A Wam jak upłynął długi weekend majowy ?


Szczypta o Mnie

Może Cię zainteresować również

16 komentarze

  1. No to wyjazd sie udal. Zazdroszcze swiezego pieczywa co ranek :) a nalesniki ja tylko lubie na slodko... sliczna Lulcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pieczywko świeże na śniadanko uwielbiam. A co do naleśników znalazłabyś też słodkie pozycje dla siebie i nawet pancakesy są.

      Usuń
  2. A na nas pogoda sie chyba pogniewala i postraszyla nas deszczem. Jedynie 1 maja byla piekna sloneczna pogoda i dzieciaki mogly sie wyszalec w parku :)

    Dzielna ta Wasza Lulcia tyle godzin w srodkach lokomacji wysiedziec :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda chyba się na wszystkich pogniewała na ta majówkę.

      Usuń
  3. Super, że wyjazd udany :) Ja muszę w końcu stworzyć notkę u siebie z zaległościami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najważniejsze, że zadowoleni :) A ja Wam zazdroszczę tej podróży pociągiem i takiego komfortu, to na pewno duża frajda dla Lulci była :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociąg był frajda nie tylko dla Lulci ale również dla mamy nie pamiętam kiedy ostatnio podróżowałam pociągiem, a uwielbiam.

      Usuń
  5. U nas pogoda nie dopisywala niestety. Ja się cieszę, że mam te uroki wsi na codzień ;-) Równocześnie do cywilizacji całkiem blisko i do miasta również. Miasto jest raczej nie dla mnie do mieszkania, do życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem raczej mieszczuchem, nie wyobrażam sobie mieszkać na wsi. Wieś dobra ale jako odskocznia od miejskiego zgiełku.

      Usuń
  6. Oj, jak fajnie :)
    Potrzebne są takie majówki.

    Nas czeka teraz podróż autokarem do Polski, z małym dzieckiem. To chyba będzie tragedia. 30 godzin, ponad, w autokarze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malwina dacie radę, my jak Lulcia miała roczek odbyliśmy podróż z Polski do Bułgarii nie autokarem, a samochodem i córa spisała się na 6+ i podobnie będzie z Waszą Kalinką.

      Usuń
    2. Dziękuję, teraz mnie pocieszyłaś :) Uwierzyłam, że będzie dobrze :)

      Usuń
  7. Buźka mi się śmiałam czytając Twój wpis :) Wszystko co opisałaś jest mi bardzo bliskie. Te ogniska na wsi, obiady w ogrodzie... Tęsknie za tym. Bardzo.
    Lulcia spisała się świetnie!!
    PS. I my uwielbiamy Manekina :D Mniam! A sosik tysiąca wysp - mega :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w Manekinie byłam pierwszy raz,ale z pewnością tam wrócę :)
      Niebawem wakacje więc do nadrobienia pobyty na wsi :)

      Usuń
  8. No, no! Brawa dla Lulci, że wytrzymała jazdę pociągiem! Jej cudna, uśmiechnięta buźka zdradza wszystko. Świetnie, że wypad się udał!

    Naleśniki... Ja próbuję przekonać do nich Emi, bo coś Jej się odwidziało.
    Mam nadzieję, że zdrówko już lepiej...:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas Lulcia naleśniki lubi, ale tylko te konkretnym farszem z mi echem, na słodko np. z serem nie zje :)

      Usuń

Skoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.

Flickr Images