O nie narodzonym życiu

maja 21, 2014

Na początek suche fakty, z którymi się nie dyskutuje i już.
05.04.2014 ostatnia @
06.05.2014 test ciążowy pozytywny
08.05.2014 drugi test ciążowy pozytywny
15.05.2015 wynik bety z krwi 450 jednostek

To, że powiększać rodzinę chcieliśmy to wiecie. Pierwsza na poważnie próba nie udana, ale druga przyniosła zamierzony efekt, w owulację pomogły trafić testy owulacyjne. Radości mojej, naszej nie było końca, że się udało i to tak szybko. Ale ta ciąża była inna już od samego początku, od ciąży Lulkowej, ale nie przejmowałam się tym bo w końcu każda ciąża jest inna. Z Lulcią od samego początku nawiedził mnie sen, zmęczenie i wilczy apetyt, a tu zupełnie nic, po za lekko bolącymi piersiami i brakiem @, no i suche fakty z którymi się nie dyskutuje. Radość nas jednak rozpierała ja już zaczęłam sobie wyobrażać jak to będzie z nowym rokiem bo wg. @ termin wypadał na 09.01.2015, ale z drugiej strony myśl, a może jednak miła końcówka roku 2014, jak zareaguje Lulcia i w ogóle i w szczególe.
14.05 umówiłam się na wizytę do gin, usg jednak nic nie wykazało. Gin powiedział, że może ciąża jest wcześniejsza niż na to wskazuje @ i kazał przyjść za 2 tygodnie, koniec maja, wtedy już powinno być widać. Jednak nie mogłam się powstrzymać i rano przed pracą 15.05 poszłam na betę, by o 15 się cieszyć wynikiem, który zobaczyłam.
Moja radość nie trwała długo.
I tu się kończy przyjemna część naszej przygody, zaczyna się horror jaki do dziś przeżywam.
15.05 mąż w delegacji godz 19:30 szykuje Lulcię do spania rozebrany golasek lata po mieszkaniu, mama postanowiła siknąć przed myciem i nie zapomnę tego kiedy na papierze zobaczyłam śluz podbarwiony krwią. Strach, ręce zaczęły mi się okropnie trząść, w gardle pojawiła się klucha, serce biło jak oszalałe, oczy napełniały się łzami. Telefon do męża z płaczem do słuchawki nie wiem co mam robić, on spokojnie tłumaczył zadzwoń do szpitala jedź na IP. Rozłączyłam się dzwonie do Szpitala, w którym rodziłam, łącze się z IP odbiera położna mówię jej, że mam krwawienie początek ciąży 6 tydzień, nie wiem co mam robić, a ona, że też nie wie co mi powiedzieć, bo to wczesna ciąża, ale każe zadzwonić i jeszcze raz połączyć się z pokojem lekarskim. Tak też robię. Odbiera miła pani doktor powtarzam jej to samo co położnej z IP bez zastanowienia każe przyjechać, nie można bagatelizować krwawienia w ciąży bez względu jaki to jej etap. Telefon do mamy bo ktoś musi zostać z Lulcią, mama nie wierzy w to co jej mówię przez telefon, że ciąża, że krwawienie, bo nie mówiliśmy rodzicom. Ja w oczekiwaniu na mamę w pośpiechu pakuje torbę najpotrzebniejszych rzeczy, proszę Lulcię by się ubrała i nie latała na golaska. Szczęście to, że mój brat był u mamy, przyjeżdża w trybie ekspresowym, mama zostaje z Lulcią rzucam jej w drzwiach, że zadzwonię i wsiadam do auta brata. W chwilę później jestem w szpitalu trzaskam drzwiami auta i słyszę trzymaj się. Na IP nikogo nie ma badanie, usg, które nic na ekranie nie wykazuje, morfologia i obserwacja w szpitalu i tyle na tym etapie. Diagnoza, a raczej diagnozy jakie na tym etapie zostały mi postawione:
ciąża wczesna nie widać na usg
poronienie
ciąża pozamaciczna
Na sali trzy inne panie światło zgaszone, bo godzina 21:30 telefon do mamy i prośba zaopiekowania się Lulcią do powrotu jutrzejszego męża z delegacji. Telefon do męża. Mąż chciał wracać, ale powiedziałam, że nie ma sensu nic tu jego pobyt nie pomoże, a dwa nie wpuszcza go w nocy, bo w godzinach nocnych by wrócił. Sen przyszedł szybko. Ranek był straszny przywitał mnie toaletą i obfitym krwawieniem ze skrzepami, na tyle silne, że musiałam od położnej poprosić o wkładkę.I bóle brzucha jak na @. I już wtedy wiedziałam, że opcja diagnozy nr 1 wczesnej ciąży odpada, pozostają dwie. Po porannym obchodzie kolejne usg, na którym znów niczego nie było widać i zlecone beta, które miało rozwiać wątpliwości. Jeśli beta idzie w górę ciąża pozamaciczna, jeśli spada poronienie i teraz nic innego nie pozostało jak czekać. Z dwojga złego lekarze mówili, że lepszą opcją jest poronienie. I tak czekałam na sobotę kiedy miałam pobieraną krew na betę, a następnie na poniedziałek kiedy wszystko miało się wyjaśnić. A w międzyczasie musiałam stawić czoła moim wizytą w toalecie i łazience i obserwować to co ze mnie się wylewa. Najgorsze były te skrzepy, koszmarne łzy wylewałam jak grochy i chciałam wyć. Poniedziałek wyników brak jak na polską służbę zdrowia przystało musieli zapomnieć, kolejny dzień wyczekiwania na diagnozę, kolejne usg, które nic nie wykazało. W końcu nastał długo wyczekiwany wtorek wynik bety spada jest 175 jednostek, a więc już wiem poronienie. I pytania dlaczego mnie to spotkało, przecież pierwsza ciąża książkowa, poród naturalny, ja zdrowa, aktywna fizycznie, nie paląca, nie pijąca, mąż też dlaczego ja się pytam. I ciągle nie umiem znaleźć odpowiedzi na moje pytanie ciągle nic.
Z pewnością mogę śmiało powiedzieć, że łatwiej przyjmuję fakt poronienia na tym etapie kiedy nie słyszałam jeszcze serduszka dzidziusia, nie potrafię sobie wyobrazić co by było dalej, skoro na tym wczesnym etapie to tak strasznie boli, to co jest dalej. I strach, który już mnie nie opuści, który będzie mi towarzyszył przy kolejnej ciąży, bo będziemy próbować, obawa by się to nie powtórzyło i toaleta i papier toaletowy. Lekarz w szpitalu zalecił bete za dwa tygodnie i z wynikiem mam się pokazać w szpitalu, kolejne starania minimum 3 miesiące odczekać do pół roku. Na wizytę do gin się zapisałam, ale wybrałam gina, który m.in. mnie leczył w szpitalu, robił usg, odpowiadał na moje pytania, rozwiewał wszelkie wątpliwości, a w internecie, aż kipi od pozytywnych opinii na jego temat, zobaczymy co on mi powie, przyczyna oczywiście nie znana na takim etapie, słowa lekarza takie rzeczy się zdarzają.
I tak się kończy ta historia o nie narodzonym życiu.

A ja pozostaję z głową, w której piętrzą się ciągłe pytania, obwinianie siebie, że może zrobiłam coś nie tak, coś czym mogłam zaszkodzić, łzy, które po cichutku wylewam w kącie, w poduszkę kiedy nikt nie widzi. Staram się być silna dla Lulci, bo widząc płaczącą mamę sama zaczyna płakać jest zdezorientowana nie wie co się dzieje i dla męża choć on wie, że jestem miękka i służy swoim męskim ramieniem do wylewania potoku łez, ciągle cierpliwie tłumaczy i jest dla mnie największym oparciem jakie mogłam sobie wyobrazić w tak ciężkich chwilach. Dziękuje Ci, że jesteś przy mnie sama bym sobie chyba nie poradziła KOCHAM CIĘ :* Dziękuje Mini za każde słowo otuchy, moim kochanym rodzicom, którzy bardzo nas wspierają, pomagali nad opieką Lulci kiedy mama była w szpitalu, a tata spędzał z nią każdą wolną chwilę, za maminowe obiady, bo na szpitalnym jedzeniu bym nie przeżyła, mojej psiapsiółce, która jest obok mnie. I dziekuje każdego dnia Bogu za Lulcię za mój największy skarb :)
A Was proszę o modlitwę by nas nigdy to już nie spotkało, by dane mi było cieszyć się ciążą, zdrową ciążą i zdrowym dzidziusiem.

Szczypta o Mnie

Może Cię zainteresować również

21 komentarze

  1. Jejku, miałam zamiar pisać maila co u Ciebie, bo taka cisza na blogu i dopadły mnie złe przeczucia. Wchodzę na net i widzę Twoją notkę i już milczenie zrozumiałe. Może to wina stresu? Trzymaj się jakoś. Zaciskam kciuki byś już nie miała takich doświadczeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi przykro;(( To musi byc bardzo trudny czas dla Was.
    Nie wiem wlasciwie co Ci napisac.
    Przytulam mocno i trzymam kciuki
    wysylam usmiech.
    Badz dzielna. Wszystko bedzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo, ale to bardzo Wam wspolczuje. Nawet nie wyobrazam sobie co musialas czuc w tamtym momencie i co czujesz teraz. Mialam jakies dziwne przeczucia, ze cos moglo sie stac bo dlugo sie Cie tu w wirtualnym swiecie nie bylo i nawet chcialam dzis wieczorem skrobnac kilka slow. Nie mam zielonego pojecia jakbym moglo dodac Tobie otuchy, bo pewnie nie ma teraz takiej rzeczy, ktora moglaby pokrzepic Twoje zranione serce. Obiecuje pomodlic sie za Was i mocno trzymam kciuki. Tymczasem sciskam mocno na odleglosc.

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże! Tak bardzo mi przykro. Szczerze Wam współczuję. Takie to życie bywa czasem dla nas okrutne....
    Będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej :(
    Jak zaczęłam czytać, to aż się uśmiechnęłam- tak szybko Wam się udało- Super ... ale gdy doszłam do kolejnej części postu- aż łzy mi się zebrały. Z chęcią bym Cię teraz wyściskała i powiedziała, że będzie dobrze ... Trzymaj się kobietko :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co mogę powiedzieć, bo przecież jeszcze nie dawno...dopiero co urodziłam i przecież kiedyś być może będziemy się starać jak Wy i to wszystko jest takie straszne ;((( tak mi przykro, wiem jaki okropny ból przeżywasz. Bądź silna dla córci koniecznie, jestem z Tobą myślami... i wierzę, że będzie dane Wam cieszyć się potomstwem... trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi tez jest ciagle przykro... tak nie powinno byc... wiem jednak, ze jestes silna kobietka I szybko sie podniesiesz, choc pewnie nigdy nie zapomnisz... jestem z Toba :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo wspołczuję......wierzę ,że kolejnym razem się uda i będziesz cieszyła się koeljnym maluszkiem !! Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, strasznie mi przykro :((((. Nie wiem, co napisać... Dobrze, że masz Lulcię, wspaniałego męża i oparcie w rodzinie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Tulę mocno i ściskam, wciąż nie wierząc w to, co przeczytałam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ryczę:(a był uśmiech po pierwszych słowach, które napisałaś:( Bardzo mi przykro. Wiem, ze jesteś silna kobitką ale i tak MOOOOCNO przytulam !!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ściskam mocno i życzę żeby taka sytuacja więcej was nie dotknęła :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Boziu, tak bardzo mi przykro... tak trudno napisac cos sensownego, bo wiem, ze i tak trudno pocieszyc.
    Myslami i modlitwa bede z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja wiem ze zadne slowa tu nje pomogą.:( mocno przytulam ,mocno....trzymajcie sie ...

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo mi przykro, bo wiem co to znaczy. Ja bedąc w pierwszej ciąży dowiedziałam się w 13 tc, że serduszko mojego dziecka nie bije. Podejrzewano cytomegalię, ale dowodów konkretnych nie było lub po prostu inni mówili "to sie zdarza".
    1,5 roku pózniej urodzilam mojego kochanego synka, który za miesiąc skończy rok. Ciąza była prawidłowa.

    Trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana przytulam mocno ... i wierzę, że następnym razem Bozia da Wam wymarzonego bobaska - że wszystko z kolejną ciążą będzie ok! Trzymaj się dzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak bardzo mi przykro... ;(
    Nie wiem, co więcej mogłabym powiedzieć...
    Przytulam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. oj kochna...tak mi przykro...chciałabym Cie pocieszyc ale nie wiem jak...
    Przytulam mocno :***************

    OdpowiedzUsuń
  19. Dopiero dziś sie odważyłam napisać, nie lubię takich wiadomości, u mnie było dokładnie tak samo, wszystko wróciło. Kochana trzymaj się, jesteś silna dasz sobie radę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Cóż... może to zabrzmi sucho co powiem, ale miałam kiedyś podobną sytuację. Zrobiłam test ciążowy a za tydzień zalał mnie taki okres, że ledwo siedziałam. Staram się wyobrazić sobie co czujesz, jednak chyba nie będę umiała. Ta sytuacja u mnie miała miejsce 8 miesięcy po tym, jak w 34 tygodniu ciąży straciłam swoje dziecko. Całe 8 miesięcy marzeń zostało przekreślone przez los. Nie będę się tu rozpisywać na ten temat, jeśli masz ochotę zapraszam do mnie.

    Z perspektywy widzenia matki po stracie napiszę to co JA SAMA myślę - dobrze, że teraz, niż na przykład w grudniu-Kiedy to składasz łóżeczko, prasujesz ubranka.... . Co nie znaczy absolutnie, że dobrze się stało. Strata to koszmarna rzecz i nie powinna jej doświadczyć żadna kobieta, a także nikomu jej nie życzę, nawet najgorszemu wrogowi.

    Dziś jestem mamą 2 letniego Wojtka. Jest całym moim światem!

    OdpowiedzUsuń

Skoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.

Flickr Images