Jak to się stało, że świat przywitałaś 8 tygodni wcześniej

kwietnia 19, 2015

Dnia 15.03 była niedziela i 32 tydzień mojej ciąży. Ta niedziela nie była zwykłą niedzielą. Zaczęła się gorączkowo, a skończyła się szpitalem. O 15 pojawił się u mnie stan podgorączkowy 37,5 i towarzyszące temu złe samopoczucie, ból mięśni, głowy. Przez cały dzień nic nie jadłam przez gorączkę nie miałam na nic ochoty. Głód poczułam wieczorem zjadłam o 20 talerz zupy kapuśniak po jakiś dwudziestu minutach dostałam strasznych bóli w okolicach klatki piersiowej bolało pod samymi piersiami ból był jak kolka bardzo silny momentami nie mogłam oddychać, gdy ból po godzinie nie przechodził podjęłam decyzję jedziemy do szpitala. Szczerze powiem Wam, że się wystraszyłam bo pomyślałam, że ten ból w klatce piersiowej to może jakiś zawał. W szpitalu rutynowe badanie na początku zrobili mini ktg nie wykazało skurczów, na usg z dzieckiem też wszystko w porządku, ale mimo wszystko postanowili mnie zostawić w szpitalu na obserwację i chwała im za to. W nocy gorączka wzrosła otrzymałam
przeciw gorączkowy lek noc była straszna mało co spałam.
Poniedziałek 16.03 zaczęłam od ktg wyszło dobrze. Nadal gorączkowałam wezwano internistę na konsultację, który po badaniu stwierdził zapalenie gardła dostałam antybiotyk dożylnie  i tak minął poniedziałek. W dzień i w nocy miałam monitorowane tętno dziecka co 4 godz, i dwa razy dziennie ktg.  Wtorek rano, który na zawsze zapisze się w mojej głowi rozpoczęłam porannym ktg. Tętno dziecka było niestabilne momentami poniżej 100. Z zapisem ktg na obchodzie w trybie natychmiastowym zlecono
dodatkowo usg wszystkich przepływów, które wyszły poniżej normy dodatkowo była pomniejszona ilość wód płodowych. Usg wykonywało mi dwóch lekarzy by nie mieć złudzeń. Z opisem natychmiast kazano mi się zgłosić do pokoju lekarskiego gdzie czekał ordynator. Do pokoju weszłam bez kolejki  poproszono bym usiadła i usłyszałam to czego nie chciałam usłyszeć. Zapis ktg, usg świadczą o jednym zagrożenie życia dziecka jedyne słuszne rozwiązanie to przerwanie ciąż na tym etapie cięciem cesarskim. Łzy popłynęły jak groch. Z decyzją ordynatora się nie dyskutuje zgodę wyraziłam, choć strach o moje nie narodzone dziecko przybrał do maximum. Wszystko dalej działo się jak w filmie cewnik,
kroplówka dla dziecka na płuca, papierki do podpisania, wywiad anestezjologiczny, szpitalna koszula i telefony. Jak na złość mama telefon odebrała i słyszę, że czeka na kurier, kolejny telefon do mamy z decyzją, że za 30min będę miała cięcie, mama kuriera miała w tyłku, wezwała taxi by jak najszybciej być w szpitalu. Telefon do taty, który pędem z pracy się wyrwał by zdarzyć dojechać. I telefon do męża, był wykonany jako pierwszy, ale celowo wspominam na końcu bo tu powstał galimatias. Mąż był w sklepie podpisywał umowę na okna (bo o tym też Wam nie wspominałam, więc na to będzie post osobny o naszym wielkim marzeniu, które realizujemy). z płazem mu cedzę w słuchawkę, że będę miała cesarkę, on na spokojnie mówi, że oddzwoni. Chwile potem dzwoni, ja w międzyczasie dyktuje dane położnej, która się pyta o urodzenie Lulci do słuchawki mężowi podaję datę 22.06, a on jak się okazało pytał mnie o datę cesarki, po czym mnie poprawia, że nie czerwiec, a maj ja mu przytakuje i kończymy rozmowę bo muszę dopełnić reszty formalności z położną. Po jakimś czasie dzwonię do męża z pytaniem gdzie jest bo od firmy z oknami do szpitala aż takiej odległości nie ma, a on do mnie wycedza, że na autostradzie 40 km od nas w stronę Warszawy, pytam się jak dlaczego go tu nie ma, czemu jedzie do Warszawy skoro ja mam za 11:15 cesarkę i wyjaśnia się nasze zagmatwanie z datami. Mąż wdepnął w gaz i obiecał, że będzie na czas w szpitalu. Ja po dopełnieniu formalności papierkowych,po zejściu kroplówki, przyjechali z łóżkiem, którym pojechałam na sale operacyjną. Przed salą wszyscy się odliczyli mąż, który obiecał, że będzie na czas słowa dotrzymał, mama i tata.
Szybkie uściski ręki, buziaki i słowa, że wszystko będzie dobrze.
I wjechałam na salę operacyjną wokół mnie personel medyczny w zielonych fartuchach. Na początku kazano mi usiąść i pochylić się do przodu by chwilę potem poczuć jak nogi drętwieją i zaczynasz nie mieć kontroli nad swoim ciałem. Następnie maseczka na twarz, parawanik bym nic nie widziała. Znieczulona byłam tylko do połowy wszystko słyszałam. Co jakiś czas miałam zadawane pytania przez pielęgniarkę w celu czy nie tracę świadomości. I tak o 11:30 usłyszałam płacz naszej maleńkiej Calineczki. I tylko tyle słyszałam ją,lecz nie było mi dane jej zobaczyć. Ba krótką chwilę trwało to za nim dowiedziałam się, że mam drugą córkę. Zapytałam pielęgniarki co się urodziło, a ona na to, że jak to mama i nie wie, a ja, że nie znaliśmy płci, poprosiłam ją by się dowiedziała. Chwilę potem pojawiła się z różowymi dwoma opaskami i kazała mi czytać. Wtedy już widziałam, że mamy drugą córeczkę. Calineczkę od razu zabrali do szklanego domku. A ja rozdarta wróciłam na salę pooperacyjną z przykazem leżenia na płasko i nie podnoszenia głowy przez następne 7 godz to był koszmar, zero picia, zero odwiedzin i ciągłe oczekiwanie na neonatologa z wieściami co u naszej córci. I powiem Wam tu wszystkim czytającym, że miałam okazję doświadczyć zarówno porodu naturalnego jak i cięcia i szczerze strasznie mnie to zastanawia kiedy kobiety świadomie decydując się na cc, ba są skłonne za nią zapłacić ból, samopoczucie powrót do sprawności, zdrowia jest 100 razy gorszy.
Calineczke po 2 godz zdecydowali się przewieźć do szpitala ze specjalistycznym sprzętem dla
wcześniaków. Jak zadecydowano tak też zrobiono. Co nie było dla nas łatwe, szczególnie dla mnie ja w jednym szpitalu, a moje dziecko w drugim.

...cdn

Szczypta o Mnie

Może Cię zainteresować również

16 komentarze

  1. Boże... wszystko mi się przypomniało, wszyściuteńko. Rozumiem Cię doskonale... Nie moge doczekać się ciągu dalszego...
    Przesyłam uściski :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Współczuje Ci i podziwiam jednoczenie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze, żebyście były zdrowe! ;-) Wcześniaki są silne, jeżeli trafiła do dobrego szpitala (CZMP?) to na pewno będzie super! Pewnie to przykre być rozdzielonym od dziecka, ale nie było dyskusji... Trzymacie się zdrowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My trafiłyśmy do Madurowicza i jestem bardzo zadowolona.

      Usuń
  4. Wspomnienia wracają. Na pewno najadłaś się sporo strachu - to chyba są najtrudniejsze chwile gdy martwisz się o jescze nienarodzone dziecko, sama nie możesz nic zrobić tylko zdać się na lekarzy. Mój poród rozpoczął się od intensywnego krwawienia, pamiętam mój strach jakby to było dzisiaj.
    Silna byłaś (współczuje, że nie przebywałyście razem z córką w jednym szpitalu) i jesteś i Calineczka też a teraz gdy ma już mamę przy boku jest na pewno super szczęśliwa :) Moc uścisków

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspomnienia wracają. Na pewno najadłaś się sporo strachu - to chyba są najtrudniejsze chwile gdy martwisz się o jescze nienarodzone dziecko, sama nie możesz nic zrobić tylko zdać się na lekarzy. Mój poród rozpoczął się od intensywnego krwawienia, pamiętam mój strach jakby to było dzisiaj.
    Silna byłaś (współczuje, że nie przebywałyście razem z córką w jednym szpitalu) i jesteś i Calineczka też a teraz gdy ma już mamę przy boku jest na pewno super szczęśliwa :) Moc uścisków

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana ależ przeżycia! Najważniejsze, żeby na końcu był Happy End !

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie wiem jaki strach czułaś. Ważne, że już po wszystkim, że z Calineczką jest wszystko w porządku. Przesyłam uściski i całusy :*

    P.S. Wyczekuj kuriera :) Moja paczuszka już wysłana :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej, musiało Ci być bardzo trudno tak z dala od dziecka... Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Trzymajcie się :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzielne dziewczyny! Nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, co czułaś... Ściskam Was mocno.

    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  10. Ściskam Was kochane. Trzymajcie się. Liczę na to ,że już niedługo pochwalisz się zdjęciem calineczki:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj ileś Ty się stresu najadła!!! Bardzo Ci współczuję, pamiętam swój stres przy cc, nieplanowanej, ale w 100% terminowej.
    Trzymajcie się ciepło!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bidulka, bidulki.... najwazniejsze,ze Malutka juz z Wami :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana, jak się cieszę, że wreszcie Cię tu widzę. Nie odzywałam się, bo nie wiedziałam czy mogę Ci przeszkadzać i czy Calineczka już jest z Wami. Czekałam na chociaż malutkiego maila z informacjami, bo nie było dnia bym o Was nie myślała. Historia dramatyczna niczym z filmu. Jednak cieszę się, że z Wami wszystko w porządku. Ściskam i całuję Was mocno

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże szczypto kochana, ale historia... aż mam dreszcze. Przepraszam, ze dopiero teraz ale nadrabiam w wolnym czasie.... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Aż się popłakałam :( najgorsze co może spotkać matkę po porodzie, to zabranie jej dziecka do innego szpitala. Przeżyłam niestety to samo :(

    OdpowiedzUsuń

Skoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.

Flickr Images