Armagedon

sierpnia 10, 2017

Dzisiejszy ranek mnie przeraził, zamroził mnie. 



Wszystko zaczęło się o 5:15 kiedy to mój pies zaczął drapać w drzwi do sypialni, kiedy ją wpuściłam, że burza jest w okolicy, cała się trzęsła, zawsze tak reaguje na nadchodzącą burzę. Wsadziłam w uszy zatyczki i razem z psem poszłyśmy spać. Po chwili dołączyła do łóżka Lulcia. Sen przerwały huki i grzmoty parę minut po 6. Ale kochani moi to co działo się za oknem przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Na dworze panowała ciemność, ściana deszczu i co chwila na niebie rozbłyskały się błyskawice, a chwile po nich grzmoty, waliło, że szkoda gadać. Na dodatek same byłyśmy w domu tatko w delegacji więc nie pytajcie się mnie jak k....o się bałam, majty ze strachu miałam pełne, ale jako matka musiałam zachować kamienną twarz i uspakajać moją starszą córkę i zapewniać ją, że nie ma czego się bać, że wszystko jest w porządku i jest bezpieczna. Młodsza spała jak suseł. Na 7:20 miała przyjechać moja mama do dziewczynek. Przyjechała z godzinnym opóźnieniem, drogą na siedem kościołów. Spóźniona do pracy wsiadłam w auto i siup do pracy myśląc, że uda się dojechać szybko. Okolica moja nie sugerowała mi żadnych specjalnych krajobrazów po burzy dopiero z 5-7 km od domu, moim oczom ukazał się widok niczym z filmu, nie wierzyłam to co widziałam. Dojechałam do skrzyżowania, na którym na wprost leżało wyrwane i powalone drzewo, nie wiele myśląc skręciłam w prawo, a tu kolejne drzewo, udało się ominąć po czym za nim wyrosło kolejne. Zawróciłam. Dojechałam znów do skrzyżowania skręcając w lewo, a tam po ujechaniu kawałka na drodze drzewo. Pomyślałam, że to nie dzieje się naprawdę, nie mam jak dojechać, jak się wydostać z każdej strony powalone drzewa. Wahadłowo drzewo udało się ominąć, jadąc dalej brnąc do przodu moim oczom ukazywały się obrazy jak z filmu. Połamane konary drzew, powyrywane stare, grube masywne drzewa, pozrywane linie energetyczne, powalone słupy trakcyjne, przygniecione auta, a na drogach rozlewiska. Mówię Wam byłam przerażona widokiem. Chciało mi się wyć i płakać tak strasznie się bałam. Tego nie da się opisać słowami. Mój tato, który po odwiezieniu mamy wracał do domu mając do przejechania równe 10 km wracał 3,5 godziny. Jedno jest pewne, że z naturą człowiek nie wygra to żywioł.






Aktualnie jest gorąco, parno, słońce przyjemnie świeci, ale ostrzeżenia 2 stopnia na burze są wydane, oby były spokojniej.

A u Was kochani spokojnie było.


Pozdrawiam Szczypta o Mnie  

Może Cię zainteresować również

3 komentarze

  1. U nas tylko pokropiło, do południa było pochmurno, a potem wyszło słonko i było parno, duszno i mega ciepło :) Z niecierpliwością czekam na jutro, bo mam pewne plany, ale wszystko zależy od pogody!

    OdpowiedzUsuń
  2. Okropnosc , naprawde. Szok...najwazniejsze,ze Wam sie nic nie stalo, ale jak piszesz... z zywiolem sie nie wygra.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas to samo. Strach przed każdą burzą.

    OdpowiedzUsuń

Skoro już do mnie zawitałeś, miło będzie jak zostawisz ślad po sobie.
Chętnie poznam Twoją opinię.

Flickr Images